Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/276

Ta strona została uwierzytelniona.

nały. Umilkła i patrzyła na zgnębionego męża swemi oczami, które stawały się coraz mniéj suche i coraz mniéj ponure. Bóg tylko wie jakie przypomnienia z lat dawnych, młodych przebiegły w téj chwili stanowczéj przez głowę pani Adeli. Z człowiekiem tym przeżyła lat tyle! dłoń swą podawała mu do ślubnego ołtarza wtedy, gdy oboje młodzi byli i radośni, gdy trosk i gróźb życia jeszcze nie znali. Z nim razem wchodziła ona do domu tego, który z nim znowu opuścić teraz musiała! On był ojcem jéj dzieci!.. Stała minut parę niema, sztywna, w oblicze męża wpatrzona, aż roztworzyła ramiona i otaczając niemi szyję jego i przyciskając się do jego piersi, zapłakała głębokim lecz cichym płaczem. Pan Fabian ogarnął ją także ramionami.
— Tyś zawsze miała złote serce, Adelko, szepnął. Cóż robić? ha! cóż robić?
— Cóż robić? powtórzyła pani Adela, prostując się i łzy ocierając. Czyniliśmy ludziom dobrze; Pan Bóg to może dzieciom naszym odda.
W ten sposób pocieszając się i krzepiąc, małżonkowie wyszli na ganek domu, a za nimi wysypała się gromadka ich dzieci... W kilka minut potem wielka bryka, napełniona siedzącemi w niéj osobami, a za nią wóz wysoko pakunkami spiętrzony, ciągnęły przez dziedziniec, za bramę dworu, na drogę odwiecznemi lipami osadzoną, wiodącą ku licznym pokrzyżowanym gościńcom szérokiego świata... Na ganku domu pozostał tylko, pogwizdując i laseczkę machając, dwudziestoletni Apolek. Oczekiwał on na pocztowe konie, któremi, za piéniądze otrzymane od ojca, udać się miał w drogę, wygodnie i z szykiem.
Jeden z gościńców szerokiego świata wiódł do miasta N. Tam też udała się liczna ta gromada rozbitków. Udała