Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/279

Ta strona została uwierzytelniona.

z których najstarsza trzydziestki już dosięgała, nudziły się, smuciły i więdły w domu, za domem udzielając mizernych lekcyj, za równie mizerną zapłatę. Ignaś dobijał się wciąż w swém biurze 20-rublowéj miesięcznéj pensyi, pisał w domu i w kancelaryi, żółkł, chudł i kaszlał; Klemens żył na swoją rękę, o nic i nikogo nie dbając, Bóg wié z czego i za co. Matka starzała się w oczach, chorzała coraz bardziéj, a jedyną rozrywkę i pociechę znajdowała w gawędzeniu z tuzinem kumoszek, które odwiédzały ją i do siebie z kolei zapraszały. Poczét ten kobiét stękających i gawędzących powiększyła teraz pani Adela. Córki jéj zaprzyjaźniły się z córkami Szyłły; Apolek, który wiecznie wyjeżdżał do wyższéj szkoły muzycznéj, a wiecznie siedział w N., brał się do najmłodszéj córki Szyłły, Lucynki; wzajemnie zaś, na widok wysokiéj i ładnéj Ludki, rozjaśniały się zmęczone oczy i rumieniła się twarz wychudła Ignasia, cierpliwego, biédnego biuralisty.
Było to życie mieszczańskie, ciasne, pełne trosk gryzących a uciech drobniutkich i poziomych, życie z teraźniejszością mroczną i chropowatą, jak te ulice śród których upływało, z przyszłością ciemną, nieznaną i nieprzewidywaną...