Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/283

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mój Boże jakże pan mię dziś niecierpliwisz. Czyliż o antypodach mówimy, albo o królu Popielu? No... co z egzekucyi téj wyniknie... dla Mieczysia?
— Sprzedadzą Orchów, gładząc łysinę, szepnął Łozowicz.
— Pocóż go ma sprzedawać kto inny? czyż Mieczyś sam sprzedać go nie może, nam te pieniądze oddać, a sam z kapitałem gdziekolwiek wyjechać?
— Zapewne... zapewne... że takby mogło być, bąkał Łozowicz; ale, widzi pani, pan Mieczysław jest uparty... ma on to przekonanie, że Orchowa dobrowolnie sprzedawać nie powinien.
Blade usta Lili złożyły się znowu do ironicznego uśmiechu.
— Biedny Mieczyś! rzekła, on wierzy jeszcze w obowiązek, a nie wie że to przesąd i nawet najgorszy, najszkodliwszy ze wszystkich przesądów.
Milczała chwilę, z twarzą znowu ukrytą w poduszce, poczém, podnosząc głowę, dodała:
— No, ale ostatecznie, czy powiész mi pan kiedy co z tego będzie?
Łozowicz przyparty był do muru i odpowiadać musiał.
— Z téj sprzedaży, rzekł... będzie wielka bieda... Wiadomo wszystkim, że z licytacyi majątki sprzedają, się za bezcen.. więc bardzo być może iż panu Mieczysławowi nie pozostanie nic, albo prawie nic.
Po tych słowach panowało między dwojgiem tych ludzi dość długie milczenie. Lila szklanemi oczami wpatrywała się w przeciwległą ścianę. Po chwili, nie zmieniając kierunku wzroku, bardzo cicho wymówiła: