Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/287

Ta strona została uwierzytelniona.

W czasie gdy powyższa rozmowa toczyła się w saloniku Lili, Ildefons Porycki szerokiemi krokami i z pochyloną głową dążył do biura telegraficznego, niezbyt daleko od ustronnéj kamieniczki położonego. I znowu niepokój, gwałtowniejszy jeszcze niż przed parą miesiącami, malował się na twarzy głównego agenta. Wbiegł prawie do wielkiéj sali, telegraficznemi przyrządami napełnionéj, i oddał urzędnikowi depeszę na kartce papiéru nakreśloną, a zawiérającą następujące słowa: „Ostatni list twój uważam za wynik chwilowego uniesienia. Proszę i rozkazuję, abyś pozostała tam gdzie jesteś. Jeżeli uczynisz to o czém pisałaś, zaszkodzisz najwięcéj saméj sobie. Ja wyjeżdżam ztąd jutro. Dokąd... uwiadomię cię o tém we właściwym czasie.”
Następowały imię i nazwisko kobiéce, jakotéż nazwa zapadłéj jakiéjś miejscowości wołyńskiéj.
Opuściwszy biuro telegraficzne, w kilka minut potém wszedł do saloniku Lili. Młoda kobiéta, siedząc przy stole, na którym paliła się już lampa, układała w hebanowéj szkatułeczce różne biżuterye, wstążki i drobnostki. Jak zwykle bywało, tak i teraz, twarz jéj na widok wchodzącego zajaśniała uśmiéchem. Lekki rumieniec nawet przesunął się po bladém czole i schudłych policzkach.
— Od rana prawie nie widziałam cię dziś, Ildefonsie! zawołała, podając mu rękę.
Ani w głosie jéj, ani na twarzy nie było śladu dawnéj jéj, pieszczotliwéj i wabnéj zalotności. Gdy czyniła lekką tę wymówkę, czarne oczy jéj okryły twarz stojącego przed nią mężczyzny spojrzeniem pełném gorącego uczucia. Kochała!... kochała tym razem prawdziwie... i do miłości téj przywiązała całą swą istotę, jak rozbitek przywiązuje się