Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/289

Ta strona została uwierzytelniona.

— O jakiej kobiécie mówisz, Ildefonsie? ze zdumieniem, ale zarazem z płomienną błyskawicą w oku wykrzyknęła Lila.
On obudził się jakby z zadumy głębokiéj, śród której wymówił to, czego za nic w świecie wymówićby nie chciał. Na wykrzyk kobiéty odpowiedział przymuszonym uśmiechem.
— Mówiłem, rzekł, o osobie, z którą miałem niegdyś interesa prawne, a któréj przybycie byłoby teraz dla mnie bardzo niemiłém.
— Czy ci to szkody i przykrości jakie przynieśćby mogło? z niezwykłą sobie troskliwością o innych zapytała Lila.
— Wielkie szkody, a większe jeszcze przykrości odpowiedział mężczyzna.
— A więc jedźmy! jedźmy! dziś! zaraz! mówiła kobiéta. Ja nie chcę żeby ci kto przykrości wyrządzał... I bez tego cierpiałeś już wiele. Jedźmy! jedźmy!
Nagle pochyliła się ku niemu. Ciemna błyskawica przebiegła znowu po rozpromienionych jéj źrenicach.
— Kto to taki ta kobiéta? zapytała ciszéj.
— Mówiłem ci już... zaczął Porycki...
Ale ona nie dała mu skończyć.
— Może ty ją kochałeś kiedy? szeptała, może ona ciebie kocha? Dlaczego jéj unikasz? powiedz mi wszystko....
Obie dłonie splecione złożyła na jego ramieniu i śliczną głowę swą w tył nieco odrzuciwszy, mówiła daléj:
— Musisz mi to przebaczyć, Ildefonsie, że jestem o ciebie, o miłość twoję zazdrosną.... Wiem, bo mówiłeś mi nieraz o tém że miłość powinna być wolną jak ptak i że