Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/293

Ta strona została uwierzytelniona.

mogło że śpieszył, aby zapobiedz grożącemu niebezpieczeństwu jakiemuś. Zaledwie jednak zdołał przebyć bawialnię gdy otworzyły się drzwi przedpokoju i wszedł przez nie jego służący.
— Proszę pana, rzekł, pani jakaś przyjechała i chce widziéć się z panem.
— Kto? jaka pani? zkąd? wykrzyknął Porycki, po którym znać było że w nadzwyczajném wzburzeniu swém nie wiedział sam dobrze co mówi i czyni.
— Doróżkarz mówił że ze stacyi kolei ją tu przywiózł, odparł zalękniony sługa; skarżył się że ciężko mu było dla konia, bo jest tam jeszcze troje dzieci....
— Milcz! przerwał Porycki zdławionym głosem i przelotne spojrzenie rzuciwszy na Lilę, która z osłupieniem rozmowy powyższéj słuchała, szedł znowu ku drzwiom. Ale — było już zapóźno. Za plecami odepchniętego i przelęknionego sługi otworzyły się drzwi, a do mieszkania wbiegła raczéj niż weszła kobiéta wysoka, szczupła, prowadząc za rękę małą, cztéroletnią może dziewczynkę: dwoje innych dzieci, starszych, chłopak i dziewczynka, weszło za nią.
— Więc ty tu mieszkasz, Ildefonsie, nie tam na drugiém piętrze? ozwał się z za czarnéj woalki, która twarz przybyłéj przysłaniała, głos dosyć ostry. Wiem że strasznie zły jesteś na mnie za to że przyjechałam, ale nie mogłam już dłużéj żyć w tym przeklętym kącie, w którym mię z dziećmi zostawiłeś bez chleba prawie, na łasce Opatrzności. Nie patrz na mnie tém swojém okropném spojrzeniem, które znam aż nadto dobrze i którego przestałam się lękać; bo i cóż ja nieszczęśliwa, oszukana i opuszczona kobiéta mam do stracenia na tym świecie? Oto spójrz lepiéj na