Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/306

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co to jest? zawołała, kto to taki?
Pan Fabian poskoczył ku nieruchoméj postaci, i zawołał:
— Zemdlała!
Lila była w istocie zemdloną. Szal opadł z jéj ramion i zwisł na glinianą podłogę; rzędy wielkich korali nieruchomo spoczywały na jéj piersi, w któréj nie było oddechu. Na bladéj twarzy, jakkolwiek nieruchoméj, pozostały ślady przeniesionéj męki i fizycznego wyniszczenia. Zbielałe usta zemdlonéj kobiéty silnie były zaciśnięte; długie jéj czarne rzęsy obléwały zapadłe policzki cieniem posępnym, a nad całą twarzą tą i postacią, która była w téj chwili uosobieniem strasznego upadku i głębokiéj niedoli, szydersko świéciły i migotały w roztarganych kruczych warkoczach gęsto strojące je ozdoby ze złota i kryształu.
Pani Adela ze świécą w ręku stała przez chwilę nad nieruchomą tą postacią kobiécą, w niemém zdumieniu. Widać było że im dłużéj patrzyła na obraz tén, tchnący nieszczęściem i opuszczeniem, tém więcéj irytacya jéj ustępowała przed miększém jakiemś uczuciem.
— Cóż się to stało? zapytała męża, głos swój zniżając do szeptu prawie. Czy on ją porzucił?
— Nie, odparł Fabian, ona go opuściła.
— Przecież opamiętała się! syknęła za panią Adelą jedna z jéj przyjaciółek.
— Gdzieżeś ją spotkał? dlaczego przyszła tu do nas właśnie?
— Spotkałem ją na ulicy samę jednę, zrozpaczoną, upadającą prawie i pomyślałem że ty, Adelko, z twojém złotém sercem, nie będziesz mogła...
— Mój Boże! przerwała pani Adela, kiwając smutnie