Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/313

Ta strona została uwierzytelniona.

jącym się tam finansowym obrotom; bywał obecnym na najrozmaitszych targach lub licytacyach i sam w nich w miarę możności uczestniczył; otarł się o mnóstwo ludzi szukających zysków i zdobyczy na różnych drogach i dowiadywał się od nich o dróg tych zwrotach i krętaninach. Wszystko to zachwycało go i wprawiało w zapał. Zachwytem tym i zapałem dzielił się teraz z Abramkiem, a chciwa ciekawość, z jaką słuchał go izraelski młodzieniec, bawiła go widocznie i do dalszych opowiadań zachęcała. Prawił też o ludziach, którzy grosza nie mając, puścili się w świat szeroki i po pewnym przeciągu czasu, z pomocą sprytu tylko własnego i szybkich obrotów kół fortuny, stanęli na stanowiskach wydatnych a dogodnych.
— Wszystko to jednak niczem jest, zawołał nagle, nóż i widelec z brzękiem na talerz rzucając; wszystko to niczem jest w porównaniu z tem, czego dokazał jeden z waszych. Żydek, prosty Żydek, Lejbuś jakiś, czy Icek. To mi chwat! to mi zuch człowiek!
Na słowa: jeden z waszych, zmarszczył się nieco Abramek, ale ciekawość wzięła górę nad niezadowoleniem.
— Nu! a cóż on takiego zrobił, ten Lejbuś czy Icek? zapytał.
— To długa historya! odparł Klemens, ocierając usta serwetą; ale ci ją w kilku słowach opowiem. Ów Icek to syn jakiegoś faktora, ot takiego naprzykład jak twój stryj Mendel...
Abramek zmarszczył się znowu, co widząc, Klemens zaśmiał się na całe gardło, poczem mówił daléj:
— Nie wiem już jakim sposobem, ale dobił się on kilku tysięcy rubli. Co tu z niemi robić? Kupować, sprzedawać, szachrować w małem miasteczku, w ubogim kraju?