Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/318

Ta strona została uwierzytelniona.

Wiadomości te mało widocznie obchodziły Abramka. Siedział z twarzą opartą na dłoni i milczał. Klemens zato miotał się i biegał po pokoju.
— Ot i znowu, zawołał, człowiek został bez zajęcia i zarobku żadnego! Niewiedzieć co robić i gdzie się obrócić. Niech djabli wezmą takie życie bez celu i przyjemności żadnych, i taki kraj, w którym niczego dobić się nie można!
Mówiąc to człowiek bez kondycyi stanął u okna i zaczął niecierpliwie bębnić palcami po szybie.
— Panie Klemensie! ozwał się Abramek.
— Co?
— Ja tu przyniosłem z sobą mapę geograficzną, ale to dobra mapa, bo na niéj i koleje żelazne oznaczone, i nawet drogi morskie, któremi pływają okręty...
Klemens milczał i nie odwracał się.
— I książeczkę ja także przyniósł taką, w któréj wypisane stoi, ile wszędzie za podróż płacić trzeba...
Klemens milczał jeszcze.
— Mapę i książeczkę pożyczył mi jeden urzędnik od telegrafu, mój dawniejszy kolega... ale tylko na kilka godzin... trzeba więc żebyśmy z panem Klemensem zaraz się do roboty wzięli...
Teraz dopiéro syn Augustyna Szyłły zwrócił się twarzą ku pokojowi. Jakaż zmiana! twarz ta nie była już chmurną, gniewną, lecz przeciwnie, rozświecał ją promień miłéj, tajemniczéj nadziei. Człowiek bez kondycyi, w téj chwili właśnie, wpadł znać na świetny jakiś, wiele obiecujący pomysł. Pomysł ów musiał mieć blizki związek z osobą Abramka, bo Klemens, odwróciwszy się od okna, wpatrzył się w niego pilniéj, bardziéj badawczo niż zwykle. Zdawałoby się że chciał on z twarzy izraelskiego młodzień-