Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/320

Ta strona została uwierzytelniona.

— A ileż tam tego być może? zapytał Klemens.
— Et! piętnaście tysięcy storublowemi asygnatami i cóś tam jeszcze drobniejszemi.
— Widziałeś te piéniądze?
— Czemu nie miałem ich widzieć? On je przy mnie do szafy chował.
Rzekłszy to, Abramek pochylił się nad mapą, a Klemens chodził do pokoju. I stanął znowu przy żelaznéj szafie i dłonią jéj dotknął.
— Ho, ho! rzekł, żebym ja wiedział jakim sposobem tę szafę trzeba otwiérać!
Nowy ten wykrzyk nie otrzymał zrazu odpowiedzi żadnéj. Po chwili dopiéro Abramek, oczu od mapy nie odrywając, rzekł półgłosem:
— Ja wiem jak ją otwiérać trzeba!
— Mądre to zamki w tych kasach bezpieczeństwa, od niechcenia niby, żartobliwym nawet trochę tonem mówił Klemens — a mądry tate klucz pewno ze sobą wozi! he?
— Jeden, porywczo rzucił Abramek.
— Jakto jeden? alboż są dwa klucze?
— Zawsze bywają dwa.
Klemens zwrócił się nagle ku Abramkowi i śledził oczami kierunek jego wzroku. Rozgorzałe, ponure prawie w téj chwili oczy syna Elego spoczywały na jednéj z szuflad małéj, przy ścianie stojącéj komódki.
— Aha, w téj komódce! wymówił młody Szyłło.
Abramek szybkim ruchem palec do ust przyłożył i syknął:
— Ccccyt!
Teraz już Klemens usiadł, oba łokcie oparł o stół i głowę nad mapą i księgą pochylił. Pochylił się téż nad