Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/323

Ta strona została uwierzytelniona.

wszelkiego odgłosu i często zaglądając w głąb dziedzińca, w którym zniknął jego towarzysz.
Wewnątrz domu, w izdebce rozdzielonéj od bawialni dwoma większemi izbami, w których spały dorastające i małe dzieci Elego, Chaja zaczynała układać się do spoczynku, gdy zastukano do drzwi.
— Kto tam? zawołała Chaja.
Z zewnątrz ozwało się lekkie tylko, niecierpliwe mruknienie; ale Chaja poznała w niém głos syna i śpiesznie drzwi otworzyła.
— Ny! co ty tak późno do domu przychodzisz, jak włóczęga jaki, jak łobuz? spróbowała gniéwać się kobiéta.
Ale Abramek, najmniejszéj zda się uwagi nie zwracając ani na gniéw matki, ani na całą jéj osobę, minął ją w milczeniu, z oczami spuszczonemi, wziął ze stołu palącą się w mosiężnym lichtarzu łojówkę i poszedł w głąb mieszkania. Chai wydało się że twarz syna, która zaledwie mignęła przed jéj oczami, miała w sobie cóś niezwykłego. Że jednak wyobraźnia jéj nie była wcale rozbudzoną i do rojeń jakichkolwiek lub niepokojów skłonną, a członki zmęczone całodzienną krzątaniną, gwałtownie dopominały się spoczynku, zamknęła więc tylko drzwi od podwórza i dosłownie zakopawszy się w piernatach, głęboko usnęła.
Rozbudziło ją światło nagle do pokoju wniesione. Otworzyła senne oczy i ujrzała Abramka, stawiającego na stole świécę i ku drzwiom zmierzającego. Miał on na sobie ten sam paltot, w którym wszedł i czapkę, ale bez galonka już na głowie.
— A dokąd ty idziesz? ozwała się sennym głosem.
Syn nie odpowiedział.
— Czy ty i dziś nie będziesz w domu nocował?