Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/329

Ta strona została uwierzytelniona.

I teraz także dłoń Elego musnęła lekko po ognistych włosach wnuczki; potém wzrok jego tkwił długo w ślicznéj wytwornie zarysowanéj twarzy syna. Stał nad dwojgiem uśpionych dzieci minut parę, a błogość niewypowiedziana rozléwała się mu po twarzy. Potém podniósł nieco świécę, do góry i potoczył wzrokiem dokoła siebie. Uśmiéch pełen dumy i uszczęśliwienia zawisł mu na ustach. Widać było że przypomniał sobie o czémś, że pomiędzy dwoma obrazami jakiemiś w myśli swéj porównanie czynił. Stanęło mu zapewne przed pamięcią własne dzieciństwo jego.
— Ot, zkąd ja wyszedł i dokąd zaszedł! szepnął do siebie Eli. I co mi tam mój stary ze swoim rabinem o omyłkach jakichś gadają, co ja ich niby względem dzieci moich popełniam! Czego im brakuje? Czy one kiedy głodne? czy im ładnych sukien nie kupuję i pięknéj edukacyi nie daję? czy im posagów zabraknie, jak wyrosną?
Ostatnia myśl zdwoiła na twarzy Elego wyraz dumy, uradowania i zupełnéj pewności siebie. Pod wpływem jéj mimowoli dotknął dłonią kieszeni surduta, wydętéj spoczywającym w niéj pugilaresem, i długiém, pieszczotliwém spojrzeniem ogarnął żelazną, misternemi rzeźbami okrytą szafę stojącą w kącie bawialni, któréj próg właśnie przestąpił.
Postawił świecę na stole i w jednéj ręce trzymając grubo wypchany pugilares, drugą wydobył z kieszeni kamizelki klucz osobliwego kształtu. Zwolna i uśmiéchając się wciąż do własnych swych myśli, odemknął ciężkie, żelazne drzwi szafy. Nagle roztworzyły się széroko oczy jego, cała krew uderzyła mu do twarzy, pugilares wypadł z ręki, która opadła w dół, jakby sparaliżowana. W szafie, tam gdzie