Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/332

Ta strona została uwierzytelniona.

białą jak płótno, ponuro oświéconą przytomnym już zupełnie, ale rozpacznym wyrazem oczów. Nagle opuścił ręce i rzucił się ku drzwiom wychodzącym na ulicę.
— Policyi! wołał zdławionym głosem. Niech poszlą za tym łajdakiem! niech telegrafują! niech jego na granicy złapią i w kajdany okują, a piéniądze moje niech od niego odbiorą! Ja do policmajstra, do samego gubernatora pójdę!
I biegł ku drzwiom, ale dyszał, jak człowiek który się dusi, a straszna męka wewnętrzna wyprężała mu żyły na czole i ciałem jego bezładnie miotała. Tuż przy progu zachwiał się; u stóp swoich uczuł ciało jakieś, szamocące się na podłodze. Była to Chaja, która pomiędzy nim a drzwiami rzuciła się na ziemię i ramionami oplótłszy mu nogi, piersią do kolan jego przylgnęła.
— Gej a weg! Chaja! gej a weg! krzyknął Eli, pasując się.
Ale ona, ramion swych nie roztwiérając, podniosła ku niemu twarz swą, po której płynęły dwa ogromne strumienie łez.
— Eli! wołała kobiéta, Eli! Eli! ty chyba po moim trupie do tych drzwi dojdziesz! Zabij mnie, zamorduj, zadepcz podeszwą buta swego, ale ja ciebie nie puszczę, ja tobie nie dam zgubić Abramka! Aj waj! aj waj! mój Abramek! mój syn, mój najmilszy bachores! On taki piękny i taki rozumny, a ty jego głowę na zgubienie chcesz dać i na jego ręce kajdany nałożyć!
— Chaja! krzyknął Eli, chwytając się za głowę, Chaja! nie gadaj ty mnie o nim! Puść mnie!
Ale ona silniéj jeszcze uczepiła się nóg jego i twarzą dotykając niemal ziemi, wołała: