Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/335

Ta strona została uwierzytelniona.

ła dlań strawę. I zobaczył ją jak troskliwa, niepokoju pełna, siadywała po nocach całych nad kolébkami dzieci jego. I zobaczył ją dumną, słodko zadowoloną, jak w odświętnéj sukni i czepcu kwiecistym chodziła w szabasy u boku jego do bożnicy. I zobaczył ją pokorną, łagodną i cichą, ile razy spadło na niego niepowodzenie jakieś. Przypomniał sobie wszystkie te chwile minione, których szereg ciągnął się przez lat trzydzieści z górą, i zjęła go nad tą kobiétą litość wielka. Zmiękło serce jego, zachwiały się nogi; opadł na najbliżej stojące krzesło, obie dłonie złożył na kolanach i tak już w sztywnej postawie, z oczami szklano utkwionemi w przestrzeń — pozostał.
Chaja podniosła się z ziemi i chwiejąc się a ręką wspiérając o sprzęty i ścianę, poszła do przyległéj izby. Tam nakazawszy milczenie obudzonym dzieciom, ku bawialni wróciła i na progu jej usiadła. Płakała i wzdychała ciągle, ale tak cicho, jakby obawiała się kogoś ze snu obudzić, a oczu nie spuszczała z męża, gotowa przy najlżejszem poruszeniu jego poskoczyć i rzucić się znowu na ziemię, pomiędzy nim a drzwiami.
Ale obawa jéj daremną była. Eli nie czynił poruszania najlżejszego. Upływały kwadranse i godziny; na świecie dzień był biały, południe zbliżało się, a on siedział wciąż i siedział na jedném miejscu, w jednéj postawie, jak spiorunowany, jak skamieniały. Świeca zagasła, w bawialni zaległ mrok głęboki, bo Chaja nie pozwoliła u okien mieszkania otwierać okiennic. W jednej przecież z okienic była szeroka szpara. Wdziérał się przez nią wązki smug białego światła i spływał na roztargane włosy Elego, i na twarz jego białą jak chusta, nieruchomą, jakby wyrzeźbioną z kamienia.