Pierwszém poruszeniem jego było przymknięcie powiek. Opadły one na szklane źrenice, poddając się niby ogromnemu znużeniu, czy bolesnemu jakiemuś olśnieniu. Zarazem postać zmartwiała poczęła kołysać się zwolna w jednę i drugą stronę, a z ust zsiniałych wychodziły urywane, niezrozumiałe słowa...
Chaja wstała z ziemi, bez najlżejszego szelestu przymknęła drzwi bawialni i obu dłońmi trzymając się za głowę, weszła do swéj izdebki. W tej saméj chwili zapukano do drzwi. Dziéwka służąca chciała otworzyć; ale Chaja, zdjęta zda się trwogą czy nadzieją jakąś, odepchnęła ją i otworzyła sama. Na ganku stał wysoki, młody mężczyzna.
— Wszakże tu mieszka Eli Makower?.... zaczął.
— Tu, tu, niecierpliwie odparła Żydówka, ale jego teraz w domu niéma.
Jakkolwiek dzień był chmurny, Chaja, patrząc na stojącego w ganku młodego pana, dłonią sobie oczy, jak przed blaskiem słońca, przysłaniała. Wydało się jej że go zna ale kimby był, nie wiedziała. Mgła gęsta zasłaniała jej oczy: nie poznałaby była w téj chwili dziecka rodzonego.
— A kto pan taki? spytała machinalnie prawie, z przyzwyczajenia.
Mężczyzna odrzekł:
— Jestem Mieczysław Orchowski. Życzyłbym sobie bardzo widzieć się z Elim. Czy pani nie wie gdzie znaleźć go mogę?
— Niech pan poszuka... on gdzieś na mieście... nie wiedząc sama co mówi, odparła Żydówka i drzwi zamknęła.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/336
Ta strona została uwierzytelniona.