Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/351

Ta strona została uwierzytelniona.

ły i nie wymówiły nic. Po chwili dopiéro podniósł nieco ręce, widoczném drżeniem poruszane, i zawołał:
— Eli! Eli! ja tobie powiem jeszcze jedno słowo! ważne słowo! Nasze młode Żydki złe są dlatego jeszcze, że oni w domach ojców na złe rzeczy patrzą! Twój Abramek, Eli, na złe rzeczy patrzył i zrobił to samo co ty robisz, tylko innym sposobem.
Tym razem Eli wyprostował się i osłupiałemi oczami na ojca spojrzał.
— Tate! zawołał, dlaczego ty mnie tak krzywdzisz? Co ja złego robił? Czy ja ciebie nie szanował? czy ja moich braci nie lubił? czy ja szabasów nie święcił i w bożnicy nie modlił się? czy ja komu co ukradł?
Starzec wyciągnął rękę gestem nakazującym milczenie i łagodnie lecz stanowczo wyrzekł:
— Still, Sohn! ja tobie zaraz moje straszne słowo wytłumaczę.
Milczał chwilę z przymkniętemi znowu oczami, a potem otworzył je i mówił:
— U mnie dziś był pan Orchowski, syn naszego dawniejszego dziedzica, i on mnie wszystko powiedział co ty robisz i jakie to interesa są, któremi ty zajmujesz się, i zkąd twoje bogactwo.
Na twarzy Elego odmalowało się widoczne i silne zmieszanie.
— Orchowski? wyrzekł, on tu był? A zkąd on tu wziął się? a poco on tu przychodził?
— On ciebie szukał. Chciał z tobą rozmawiać. On chciał prosić ciebie, Eli, żebyś ty jego nie gubił.
Eli pochylił głowę i patrzył znowu w ziemię. Starzec mówił daléj: