Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/370

Ta strona została uwierzytelniona.

wlekającém się coraz głębszą bladością, spoczywała milcząca, nawpół posępna, nawpół apatyczna zaduma; pierś podnosiła się słabo, zaledwie dostrzegalnie.
Nad wieczorem, wezwana przez Michalinę, przybyła Róża, z małym synem Lili. Siostra Franciszka wzięła dziécię za rękę i przyprowadziła je do łoża.
— Lilo! szepnęła Michalina, spójrz na Konradka.
Otworzyła oczy i patrzyła na dziecko zrazu dość obojętnie. Potém jednak poprosiła, aby umieszczono je blizko przy niéj. Z wysileniem widoczném ujęła drobną rączkę chłopczyny, który spoglądał na nią széroko otwartemi, zdziwionemi oczami. Widocznie nie poznawał matki zmienionéj bardzo, a oddawna niewidzianéj.
— Konradku, szepnęła chora, czy nie poznajesz mię?
Dziécku na płacz się zbiérało. Wystraszonym wzrokiem szukał on wciąż twarzy Michaliny.
— Konradku! żywiéj już i jakby niepokojem jakimś tkniętą powtórzyła chora, popatrz na mnie... ja jestem twoją mamą!..
Na te słowa dziécię, jakby przestraszone, zeskoczyło z łóżka i wyciągając ręce ku Michalinie, zawołało:
— To moja mama!
Lila nie rzekła nic. Bolesne tylko drgnienie przebiegło po jéj twarzy. Legła znowu śród bieli poduszek nieruchoma, z zamkniętemi oczami.
Około północy ocknęła się i zapuszczając wzrok w głąb sali, zdawała się z wysileniem wielkiém ścigać wzrokiem krzątającą się w przyległéj sali siostrę Franciszkę.
Widać było że chciała ją przywołać, ale zabrakło jéj głosu i siły. Natomiast od łoża jéj podniosła się Michalina i spełniając życzenie choréj, przywołała do niéj zakonnicę.