Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/372

Ta strona została uwierzytelniona.

Oczy choréj błysnęły. Wkrótce przecież, znużona, przymknęła je i rzuciła krótkie pytanie:
— Kogo?
— Człowieka z piękną, szlachetną duszą, ale słabą wolą.
— A on kochał panią?
— Chwilę.
— A potém?
— Potém... pojął inną za żonę.
Lila otworzyła znowu oczy, które teraz jaskrawym zapaliły się blaskiem.
— O! jakże go pani znienawidziéć musiałaś... jak musiałaś mu złorzeczyć!
Przerażenie nieledwie odmalowało się na twarzy siostry Franciszki.
— Ja, wyrzekła, miałabym nienawidziéć? O! drogie dziécię! nienawiść jest brzydkiém bardzo uczuciem i dziękuję Bogu, że nie miało ono nigdy przystępu do serca mego. Ja jego zawsze kochałam, tak jak za piérwszych dni młodości, błogosławiłam życiu jego i codziennie przy modlitwie każdéj posyłałam do Boga jego imię...
— Kochałaś go pani?.. tyle lat.. nie widząc?..
— Tak, dziécię; i dziś jeszcze, choć on już nie żyje, wspomnienie o nim pozostało we mnie czystem i świętém.
— I nie pokochałaś już pani nigdy nikogo więcéj?
— Nigdy, nikogo, dziécię!
Lila milczała znowu, a potém z gorączkową ciekawością pytała daléj:
— A gdy pani zamknęła się już w tych murach, gdy przestałaś widywać świat i ukochanego swego, a widziałaś tylko same cierpienia i słyszałaś same jęki, czy nie tęskniłaś pani, nie cierpiałaś?