Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/374

Ta strona została uwierzytelniona.

ręku tak, jakbym może nigdy Mu dziękować nie mogła za wszystkie bogactwa i uciechy świata.
Nieśmiała zrazu i wahająca się twarz siostry Franciszki zajaśniała przy ostatnich wyrazach blaskiem czystym i gorącym, a splecione ręce jej podniosły się w górę, poruszeniem pełnem radości.
Lila nie spuszczała z niéj oczu.
— Dziwna rzecz! szepnęła, dziwna! dziwna!.... A jednak, dodała po chwili nieméj zadumy, jest na świecie jedna tylko świątynia i jeden ołtarz — osobistego szczęścia!
Domawiała właśnie ostatnich wyrazów, gdy do mrocznego pokoju, z oddalonéj strony gmachu, przypłynął dźwięk jakiś dziwny.
— Franiu! Franiu! wołał śród ciszy nocnéj głos przeciągły, żałosny.
Siostra Franciszka wyprostowała się i uczyniła poruszenie takie, jakby powstać i odejść miała.
— Kto to panią woła? zapytała Lila.
— Brat mój... obłąkany...
— Gdzież on jest?
— Tam, w przeciwległéj budowli, gdzie mieszkają wszyscy nasi obłąkani...
— I to brat pani rodzony?
— Rodzony... pozbawiony rozumu od dzieciństwa.
— Czegoż on panią woła?
— Chce mię ujrzéć zapewne... woła tak zawsze, gdy mię długo nie widzi.
— I pani nie lękasz się obłąkanego człowieka?
— Pielęgnuję go od najmłodszych lat moich... Wyjednałem u zwierzchności naszéj, aby go tu umieszczono przy mnie...