Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/381

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dziękuję panu, rzekł, że pan dobrze wspomniał o moim starym ojcu. Ja jego kochał i szanował i strzegł jak oka w głowie. On umarł.... Nu, cóż robić? taka już koléj na świecie, że starzy ludzie umiérają....
Zatrzymał się chwilę, a potém mówił daléj:
— Że ja straciłem ojca i jak ja jego straciłem, o tém wszyscy ludzie wiedzą. Ale ja stracił także syna mego najstarszego, którego ja najwięcéj ze wszystkich dzieci moich lubił, i stracił dużo piéniędzy, a jakim sposobem, o tém ja nie powiem nikomu, bo to największy mój wstyd i największa moja boleść.
Milczał znowu chwilę.
— Ja jestem teraz, ciągnął daléj, jak ten podróżny, co długo, długo prędkim krokiem szedł jedną drogą i myślał że to droga dobra, aż nagle zobaczył, że droga ta prowadzi do smutków i do błota....
Podniósł wzrok na twarz Mieczysława i zapytał:
— Jak pan myśli? co zrobić powinien taki podróżny który widzi że droga jego jest niedobra i że idąc nią, zrobił wielką omyłkę?
Mieczysław, który ze wzrastającém zajęciem patrzył na mówiącego tak Izraelitę, wszedł w myśl jego i odpowiedział:
— Podróżny taki, panie Eli, jeżeli ma jeszcze dość chęci i sił potemu, powinien opuścić drogę, którą uznał za niedobrą, i wejść na inną.
— Tak i ja myślę zrobić, rzekł Eli z uśmiéchem, który rozjaśnił pobladłą twarz jego.
Wyprostował się, oko mu błysnęło.
— Nie jestem ja jeszcze stary człowiek, rzekł, i sił mam w sobie dużo. I dzieci ja mam młodsze, o których