Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/50

Ta strona została uwierzytelniona.

zmierzającą ku drzwiom. O kilka kroków od drzwi gość zatrzymał się i twarz odwrócił. Oczy dwóch tych ludzi spotkały się raz jeszcze, ale tym razem ciemne oko Mieczysława gorzało posępnym blaskiem, we wzroku zaś głównego agenta była ostra, jawna, wyzywająca groźba.
— Jeżeli jednak namyślisz się pan kiedy.... zaczął plenipotent barona von R....
— Nie rachuj pan na to, przerwał mu głos Orchowskiego, stłumiony nieco, lecz groźbą dźwięku odpowiadający na groźbę spojrzenia.
— Niech mi wolno będzie przynajmniéj rachować na okoliczności nieprzewidziane..
— A mnie przewidywać je i im zapobiegać.
W parę minut potém na dziedzińcu orchowskiego dworu turkotały koła szybko odjeżdżającego powozu. Za bramą, w połowie alei wspaniałéj, staremi kasztanami ocienionéj, agent główny podniósł się nieco z siedzenia, odwrócił głowę, pałającém spojrzeniem objął wysoki dach starego domu i wyrzekł zcicha:
— Chyba żyć nie będę, jeśli ty ztąd nie wylecisz, dumny szlachcicu, rycerzu z papiérowym mieczem!
Wyrazy plątały się i syczały mu w ustach. Przyjeżdżał tu z rachubą i chytremi planami w głowie, odjeżdżał ze śmiertelną obrazą i żądzą zemsty w sercu.
O parę wiorst od Orchowa powóz Poryckiego skrzyżował się w drodze z bardzo skromną, parokonną bryczką, na któréj siedział Eli Makower. Obaj zawołali na woźniców, aby zatrzymali konie; wysiedli i zeszli się na drodze.
— A zkąd to pan jedzie? zapytał Żyd.
— Z Orchowa, odpowiedział agent. Chciało mi się bardzo na własne oczy zobaczyć majątek i tego dziwaka