Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/60

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakiż to jest plan? mój drogi. Nie mówiłeś mi o nim jeszcze.
— Chciałem aby, zanim podzielę się nim z tobą, dojrzał on wprzódy we własnéj głowie mojéj. Pójdź, pokażę ci to na papiérze; ale pamiętaj że będą to cyfry.. same cyfry....
Mówił to prawie już wesoło, Michalina zaśmiała się także.
— Wiész dobrze, rzekła, że cyfr się nie lękam. Kiedy byłam nauczycielką, nie usuwałam wcale arytmetyki z programu nauczania swego...
— I był to, o ile pamiętam, jeden z powodów, dla których przestałaś być nauczycielką, mojéj siostry.
— Nie wspominajmy o tém, rzekła żywo Michalina.
Lekka i wesoła, poskoczyła w głąb pokoju, przysunęła dwa krzesła do stołu, na którym paliła się lampa i na jednem z nich siadając, zawołała:
— Rachujmy!
— Rachujmy! powtórzył Mieczysław, siadając obok żony i porządkując rozrzucone na stole papiéry.
Oboje więc odeszli od otwartego okna, a jednak ciemna postać, stojąca z pochyloną naprzód głową za gęstym krzakiem bzowym, nie opuściła swego ukrycia.
Eli na inne teraz okno domu spoglądał. Było ono zamknięte i przed chwilą ciemne; ale teraz błysnęło w niém światło świécy i widać było jak przez długą salę kroczyła zwolna stara kobiéta, w czarnéj wełnianéj sukni, ze srébrnemi włosami, wymykającemi się z pod białego czépka na twarz bladą i łagodną, na płócienny kołniérzyk, otaczający pomarszczoną szyję.