Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/62

Ta strona została uwierzytelniona.

brego uczynić mogła, niech w oczach Twych, Boże, nie będzie moją zasługą, ale niech się stanie ofiarą błagalną i korną, za którą opiekę Swą i błogosławieństwo roztocz nad dziećmi mojemi!





Lekki szum starych kasztanowych gałęzi, poruszanych chłodnym wietrzykiem nocnym, zagłuszył szelest kroków Elego, gdy wysunąwszy się ze swego ukrycia, powoli i z pochyloną w zamyśleniu głową oddalał się od orchowskiego domu. Po kilku minutach można go już było widziéć na ścieżce, przez łąkę ku młynowi wiodącéj.
Lejba młynarz siedział sam jeden nad grubą jakąś księgą modlitewną, przy któréj paliła się żółta łojówka, gdy otworzyły się drzwi izby i wszedł Eli. Młynarz, po kilku minutach kiwania się i szeptania, złożył księgę.
— Nu, Eli, rzekł, czy ty z nim gadał o moim interesie?
Eli nie odpowiedział. Przechadzał się zwolna po izbie, z rękami w tył założonemi, patrzył w ziemię i zamyślonym był tak głęboko, że zdawało się iż zapytania szwagra nie słyszał.
— Eli! czy ty z nim gadał o młynie, i żeby un mnie jego choć na trzy lata jeszcze w posesyą puścił?
Tym razem Eli, nie przerywając przechadzki swéj, odpowiedział:
— Ja z nim dziś wcale nie gadał.
— Jakto, ty jego nie widział?
— Ja jego widział, ale z nim nie gadał.
— A dlaczego?