Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/76

Ta strona została uwierzytelniona.

miał z matką, a po któréj wyszedł markotny i zamyślony. Wieczorem dnia tego pani Malwina, całując Lilę na dobranoc, rzekła do niéj ze zwykłą sobie żywością ruchów i mowy:
— Figuruj sobie, moja duszo, że Konio zakochany w tobie à la folie! Jest-to dla mnie prawdziwa siurpryza, bo byłam zawsze pewną, że chłopiec ten spokojny ma temperament i pasyj żadnych doświadczać nie może. Ale twoje oczy, kochaneczko, lody topić mogą!
Nazajutrz Flora Ręczycówna, siedząca z Lilą przy oknie, od niechcenia niby rzekła:
— Konrad smutny był wczoraj bardzo. Czemuż okazywałaś się dla niego tak obojętną, Lilo?
W téj saméj chwili przed oknami mieszkania przechodził młody człowiek, o którym mówiono. Lila po raz piérwszy w życiu uważniéj na kuzyna swego spojrzała i głośną uczyniła uwagę, że w szafirowéj aksamitnéj czapeczce bardzo mu jest do twarzy. Flora uwagę tę kuzynki wypowiedziała wchodzącemu bratu. Konrad objął śliczne dziéwczę gorącém spojrzeniem swych bezmyślnych trochę lecz pięknych, błyszczących oczu i zawołał z zapałem:
— Jabym, jak Boga kocham, żeby podobać się kuzynce Lili, nietylko szafirową czapkę, ale ośle uszy na głowę włożył i chodził w nich po ulicy.
Oślich uszu jednak nie włożył i więcéj nawet o nich nie mówił, bo mu siostra z wyrzutem powiedziała, że powinien był poetyczniéj wyrazić się i zamiast tego brzydkiego szkolnego wyrażenia, wspomniéć raczéj o koronie cierniowéj; lecz aksamitnéj czapeczki stale odtąd używał i odegrała ona w życiu Lili rolę wielką, bo była piérwszém zadzierzgnięciem węzła, który już potém w żwawéj i zręcznéj dło-