Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/80

Ta strona została uwierzytelniona.

Zwróciła się ku drzwiom.
— Niech pani zaczeka jeszcze chwilkę, rzekła służąca, ja przyszłam tu, aby zapytać się pani co będzie z dzisiejszym obiadem. Posyłałam dziś do miasteczka po mięso, ale na kredyt nie dali...
— Moja Brygisiu! nie nudź-że mnie, proszę, tém gospodarstwem. Cóż ja na to poradzę? Wiész że z takiemi rzeczami udawać się trzeba do Konrada.
Wyrzekłszy to niechętnie i ze znudzeniem, opuściła pokój.
W dość obszérnym, ładnym saloniku siedział przy fortepianie dwudziestoletni młody człowiek, szczupły, z bladawą twarzą, ozdobioną małym czarnym wąsikiem, i z miną nawpół nadąsaną, nawpół melancholijną wygrywał zwolna jakiś utwór muzyczny. Przy stole, umieszczonym przed kanapą, Fabian Łozowicz, z twarzą, jak dawniéj rumianą i dobroduszną, pochylał się nad kawałkiem papiéru, na którym rysował widoczek, przedstawiający jakąś chatkę w lesie. U okna Paweł Szyłło, podnosząc zwisłe swe, posiwiałe już nieco wąsy, dopijał szklanki herbaty i dojadał porcyi chleba z masłem. Naprzeciw niego stał Klemens Szyłło i patrząc przez szyby na dziedziniec, gdzie widać było chodzącego tu i owdzie Konrada, poziéwał széroko.
— Diabelna nuda na wsi! ozwał się po chwili starszy syn Augustyna Szyłły. Nie rozumiem doprawdy, dlaczego ojciec sam nie pojechał tu dopominać się o swoje piéniądze, tylko mnie przysłał.
— Czy mówiłeś już z panem Konradem? zcicha zapytał Paweł.
— Kiedyż miałem mówić? wczoraj był na jarmarku, a dziś późno jakoś wstałem...