Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/81

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje — ze zwykłą sobie, na trefnisiostwo zakrawającą rubasznością, rzekł Paweł; ja rano wstałem i z panem Konradem mówiłem.
— I cóż? ciekawie zapytał Klemes. Piéniążki będą?
— Przyrzeka... wymówił Paweł.
— Pi! obiecanka cacanka, a wiesz komu radość, zaśmiał się Klemens.
— Fałszywie, Apolku! z nad rysunku swego zawołał do syna pan Fabian; b mol dwa razy i tryl na piątéj górnéj..
Apolek niecierpliwie rzucił się na krześle.
— Co mię tam ojciec poprawia, jak studenta jakiego! Już ja wiem dobrze dlaczego tak gram, a nie inaczéj.
W téj chwili otworzyły się drzwi do dalszych pokojów prowadzące i w progu stanęła Lila, opłynięta malowniczemi fałdami sukni, połyskująca cała od paciorek, szpilek, kolców i bransolet. Dwudziestoletni Apolek poczerwieniał nagle jak piwonia i porwał się z krzesła; żwawo téż, z rysunkiem swym w ręku, powstał pan Fabian; Klemens Szyłło poziéwać przestał i z galanteryą wątpliwego smaku, w ukłonach cały, zbliżał się do posuwającéj się zwolna ku towarzystwu pani domu. Uprzedził przecież wszystkich Paweł Szyłło, który szybko otarłszy z ust resztki masła i wiechcie wąsów założywszy za uszy, dwoma krokami długich nóg swych znalazł się obok Lili i wielką ręką swą po drobną, delikatną rączkę jéj sięgnął.
— Pani nasza! zawołał, schylając się i rączkę całując — dobrodziéjko nasza! królowo!
— Ciekawam dlaczego nazywasz mię pan królową? z powabnym uśmiéchem i kłaniając się lekko wszystkim dokoła, zapytała Lila.