Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/83

Ta strona została uwierzytelniona.

począł na nowo minorowe akordy z b moll i smętne tryle na piątéj górnéj.
Pan Fabian pokazywał tymczasem Lili wyrysowany przed chwilą widoczek.
— Chciałabyś pani mieszkać w takiéj chatce, śród lasu, nad strumieniem?...
Kobieta z rozmarzeniem na rysunek patrzyła.
— Alboż ja wiem czego chcę naprawdę? szepnęła, głowę na piersi pochylając. Chcę ciszy i gwaru, takiéj chatki leśnéj i pięknego pałacu miejskiego, szmeru strumyka i orkiestry balowéj... chcę, dokończyła z nerwowem, niecierpliwém poruszeniem — chcę wszystkiego czego nie mam, a nie chcę niczego z tego co mam.
— Ani nas, którzy tu wkoło pani jesteśmy? żałośnie zapytał pan Fabian.
Lila podała mu rękę.
— Pan wiész, rzekła z nieudaną serdecznością, że uważam pana za najlepszego przyjaciela mego.
— Będę nim do grobu! z rycerskim zapałem i łzami rozrzewnienia w oczach, zawołał pięćdziesięcioletni romantyk.
Apolek grać przestał, Klemens Szyłło przysunął się do rozmawiających.
— Diabelna nuda na wsi! rzekł, nieprawdaż pani? Możeby pan Łozowicz był łaskaw, dla rozweselenia nas tu wszystkich, zadeklamować cokolwiek.
— Nie umiem na pamięć żadnych rozweselających wiérszy — z lekką urazą w głosie odrzekł zagadnięty.
— Niech pan zadeklamuje! wymówiła Lila, opiérając czoło na ręku.
Apolek wzdychając, Klemens uśmiéchając się ironicznie nieco, Paweł Szyłło wąsa kręcąc i w sposób żartobli-