Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/84

Ta strona została uwierzytelniona.

wéj zachęty na pana Fabiana mrugając, usiedli wkoło stołu w uważnych postawach. W téj saméj chwili wsunął się do pokoju Hryhory Oroszczenko, w szaréj świtce swéj, z kosmykiem włosów osełedec naśladującym, a miarkując z fizyognomii obecnych, że się na cóś uroczystego zanosi, po cichu przemknął przez pokój i usiadł w pobliżu leżącego na fortepianie teorbanu swego. Pan Fabian usunął się nieco z krzesłem od stołu, skrzyżował ręce na piersi, wyprostował się i swemi blado-błękitnemi, mrużącemi się, miodowemi oczami patrząc jak w tęczę w twarz Lili, z nadzwyczajném wezbraniem zachwytu i melancholii zadeklamował:

O! jéj życie piękne było,
Ach! takie piękne jak ona!
W sercu jéj z bólów korona,
A w jéj twarzy szczęście lśniło!
I miała takie spojrzenia,
I tak anielskie uśmiéchy,
Że....

— A, jak Boga kocham! już téż to jest rzecz nie dodarowania, abyście państwo w tym dusznym pokoju siedzieli, kiedy pogoda taka piękna.
Słowa te, wymówione basowym, donośnym głosem we drzwiach otwiérających się, przerwały panu Fabianowi deklamacyą na punkcie jéj najpatetyczniejszym.
Był-to Konrad, który wszedł do salonu ze szpicrutą w ręku, w spencerze myśliwskiego kroju, w butach zabłoconych.
— Nie dziwię się już Lili, mówił daléj — bo wiadomo, że baby lubią zamykać się w pudełkach; ale pan Fabian i pan Klemensi pan Apolinary zrobiliby, jak Boga kocham, daleko lepiéj, gdyby poszli zobaczyć jak tam mój Białonogi popisuje się na linie. Wiész co, Pawle! wiele ko-