Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/90

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zależy to od gustu; niemniéj przecie uszczęśliwionym się czuję, że pani bez niechęci i wzgardy zapatrujesz się na stan i zajęcia takich jak ja włóczęgów, którzy nie mając szczęścia odziedziczyć po przodkach dóbr ziemskich albo (tu Porycki głos swój zniżył nieco) dobra te bez własnéj winy utraciwszy....
— A już to pan dobrodziéj pewno do drugiéj kategoryi należysz, przerwał mówiącemu Paweł Szyłło. Tylko co właśnie przyjaciel mój, Hryhory Oroszczenko, dziwy opowiadał mi na ucho o bogactwie i wielkości dostojnéj familii hrabiów Poryckich.
— Z Ukrainy jestem, rubasznie ozwał się Oroszczenko, Poryckich znałem i widywałem. Grafy i pany...
Porycki słów tych słuchał w milczeniu, ze spuszczonemi powiekami i niedbałym uśmiéchem na ustach.
— Pan dobrodziéj zapewne krewnym jesteś naszego wielkiego Tadeusza? zagadnął nareszcie Łozowicz.
— Tak, tak, jakby z niechęcią i ociąganiem się odpowiedział gość; jest pokrewieństwo niejakie.... mój dziad i hrabiego Tadeusza ojciec byli....
— Rodzeni bracia? z uszczęśliwieniem na twarzy dokończył pan Fabian, a więc pokrewieństwo bardzo blizkie.
Powstał z krzesła i rękę ku gościowi wyciągnął.
— Pozwól pan abym uścisnął dłoń tak blizkiego krewnego jednego z wielkich mężów naszych....
Przykład był danym. Konrad, Paweł Szyłło, Oroszczenko, a potem i Klemens, wszyscy zatém, z wyjątkiem Apolka, który w kątku, za poręczą kanapy, ale najbliżéj Lili siedział, przystępowali ku Poryckiemu i ręce mu podawali. On powstał żywo, kłaniał się na wsze strony i z rodzajem skromnego zakłopotania mówił: