Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/91

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dziękuję... pokornie dziękuję.... prawdziwie, zawstydzacie mię panowie.... nie zasłużyłem....
W oczach Łozowicza kręciła się już łza; na białą twarz Lili, która nieruchomo przypatrywała się téj scenie, wybił się lekki rumieniec ożywienia. Było-to cóś niezwykłego, a wszelka niezwykłość wywiérała na umysł jéj wpływ szybki i wzruszający. Ale i w żyłach Konrada płynęła krew, nie woda. I w nim wszelkie sceny niezwykłe a zbiorowe animusz budziły. Pozbył się dotychczasowego zakłopotania swego i raźnie zawołał:
— Ależ to, jak Boga kocham, pan hrabią jesteś! Dlaczego pan tytułu tego na bilecie swoim nie wydrukowałeś? Ja żebym był hrabią, tobym sto razy, nie raz, wydrukować kazał, bo choć to głupstwo, ale....
— Skromność, chwalebna skromność pana Poryckiego dobrodzieja! ozwał się Paweł Szyłło.
— Nie, panie, zaprzeczył gość, nie skromność wzbrania mi używać tytułu tego, ale przekonanie moje, idee nowożytne, które równają stany wszelkie, zaciérają do szczętu średniowieczne błyskotki i przywileje...
— Najpiękniejszém szlachectwem jest szlachectwo duszy, patetycznie wyrzekł pan Fabian.
Poryckł skłonił mu się głęboko.
— Prawdziwie uszczęśliwiony jestem, widząc że postępowe idee i tu już zawitały, a w panach stronników i wyznawców mają. My przemysłowcy, nieprzykuci do jednego kawałka ziemi, idee te czerpiemy z szérokiego świata i rozwozimy je po drogach, na które rzucają nas praca i los.
Ile razy Porycki w rozmowie swéj wymówił: ja przemysłowiec, my przemysłowcy, tyle razy Lila ze zdwojoną ciekawością oczy na twarz jego podnosiła. Zawód wyra-