Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/95

Ta strona została uwierzytelniona.

klucznica. Ani mięsa! ani jaj! ani wina! codzienny jaki taki obiad możnaby jeszcze skleić, ale tu dziś gość jakiś przyjechał... przyjąć go byle czém nie można...
— Nie można! powtórzył Konrad, ale co robić? Czy pytałaś się, Brygisiu, pani co robić?
— Pani mówiła, żeby panu powiedziéć.
Konrad schwycił się rękami za głowę.
Nagle, jakby mu myśl zbawcza do głowy przyszła, zawołał do kucharza:
— Idź po Efroima! a żywo!
— Wiedziałam, że na tém się skończy, mruknęła Brygisia, ze stukiem otwiérając nawpół pustą śpiżarnianą szafę: nie piérwszy to raz i nie dziesiąty Efroim sprowadzi nam z miasteczka wszystko czego potrzeba. Coby to było, gdyby tego Żyda tu zabrakło?
Kilka minut nie upłynęło, a wysoki, barczysty Efroim stanął w garderobie przed obliczem dziedzica i oddał mu zwykły sobie szybki a nizki ukłon. W kwadrans potém kilku posłańców konnych rozleciało się ze dworu, w kierunku sąsiedniego miasteczka i wsi poblizkich.
Zakulisowe te troski i tarapaty znacznie dnia tego opóźniły obiad w Ręczynie. Słońce zachodziło, a w sali jadalnéj nie objawiał się ruch żaden. Lila, jakkolwiek gospodarstwu domowemu najzupełniéj obca, znała zbyt dobrze zwyczaje najprostszéj gościnności, aby jéj ta uparcie trwająca zwłoka razić i zawstydzać nie miała. Po kilka razy wysyłała zcicha Klemensa, Apolka i Oroszczenkę, z rozkazami do Brygisi i innych służących, o jaknajprędsze podanie obiadu. Podjął się nakoniec misyi téj Fabian Łozowicz,