Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/97

Ta strona została uwierzytelniona.

dwa czarne dyamenty; bladoróżowe, delikatne rumieńce podnosiły białość twarzy, rzucając na nią zarazem odblask gorejącego życia. Głowa i popiersie jéj, od błysku i migotań strojących ją klejnotów, wydawały się osypane iskrami, a mnogie rzędy szkarłatnych korali kołysały się na jéj piersi, poruszanéj przyśpieszonym oddechem.
Ale i Porycki wyglądał teraz nieco inaczéj niż w hotelowym pokoju, gdy naradzał się z Elim, albo w surowéj orchowskiéj komnacie, gdy myślą i słowami toczył z Mieczysławem głuchą, zjadliwą walkę. Nie był on młodym i na pierwszy zaraz rzut oka można było dać mu lat najmniéj 40; ale musiał być niegdyś bardzo pięknym mężczyzną, a i teraz, ze względu tylko na kształty postaci i rysy twarzy, był jeszcze takim. W téj chwili sztywność jego zwykła, przypominająca mocno wyprostowanego w służbowéj mustrze urzędnika — zniknęła, żółtawość cery zmniejszyła się, wysokie i pięknie zarysowane czoło przyoblekło się wyrazem żywo rozbudzonéj inteligencyi i podnosiło się z dumą, napozór szlachetności pełną. W nim także, pod wpływem tajemnéj myśli z jaką tu przybył, a może i niespodzianie doznanych wrażeń innéj natury poruszyły się i pełném życiem drgnęły wszystkie struny humoru, dowcipu, zręczności i wymowy, zawartéj w dźwiękach głosu lub spojrzeniu oczu.
Po obiedzie, bardzo długo trwającym, bo sporządzonym naprędce, więc nieporządnie podawanym, towarzystwo przeszło znowu do salonu. Tym razem Klemens Szyłło nastręczył przedmiot do rozmowy.
— Proszę pana, rzekł, zwracając się do gościa, niech pan będzie łaskaw oświeci nas dokładnie i szczegółowo o tym Domu pośrednictwa, którego jak z biletu pańskiego