Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/98

Ta strona została uwierzytelniona.

widać, jesteś pan głównym agentem. My tu cóś wiemy o tém, ale bardzo mało.
— Z największą przyjemnością uczynię zadość życzeniu pana, odrzekł Porycki.
I z postawą pełną powagi, lecz z uprzejmym uśmiéchem na twarzy, począł opowiadać jak, dlaczego i przez kogo założoném zostało stowarzyszenie, któremu służył, i którego był członkiem. Powtórzył tu po wielokroć wyraz: idea, mówił o ekonomii politycznéj, o korzyściach jakie przynosi krajowi częste przechodzenie ziemi z rąk do rąk o potrzebie pchnięcia szlacheckiego stanu na nowe tory o kapitałach martwych i czynnych, o różnych skalach procentów i t. d.
— Co za erudycya! uprzednie zdanie swe powtórzył Łozowicz, który jednak całéj mowy gościa, nawpół ją tylko rozumiejąc, markotnie trochę słuchał.
Konrad wysilał się téż widocznie, aby dobrze zrozumieć o co chodziło i jednę znać tylko rzecz pojął dokładnie, bo ozwał się z rodzajem smutku:
— Wszystko to prawda co pan mówi, ale wyrzekać się swego majątku, to, jak Boga kocham, rzecz niewesoła.
— Można miéć inny, piękniejszy, rzucił niedbale agent.
I ciągnął daléj rozprawę swą, któréj wszyscy obecni słuchali z oczami w twarz jego wlepionemi. Apolek nawet, zły i zgryziony przez dzień cały, począł, słuchając, myśleć nad czémś głęboko i pokręcać drobnego wąsa tak, jakby błysnęła mu nagle nadzieja dni lepszych. Jedna tylko Lila słuchała z roztargnieniem, ze znudzeniem widoczném. Przedmiot rozmowy nie obchodził jéj widać ani trochę, nie rozumiała go i rozumiéć nie usiłowała. Ziéwnęła skrycie