Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/022

Ta strona została uwierzytelniona.

wychylać się zaczyna żółte światło. Był to rąbek zaledwie wielkiéj gwiazdy, ale kędy świecił on — dniało. Żeby prędzéj gwiazda ta na widnokrąg wpłynęła i zaświeciła po samym środku jego, dla wszystkich i na zawsze! Któż może bieg jéj przyśpieszyć? Duchy pomocnicze Ormuzda, silne i bezbłędne, wojujące o panowanie Boga światłośc. Więc jednym z duchów tych zostać! Co za pyszna ambicya, jaka nadzieja świetna, co za cel życia! Wtedy przysięgałam sobie, że będę służyła Bogu światłości, że błąd i zmaza wszelka będą dla mnie najsroższemi z nieszczęść.
Powiész, Klementyno, że była to chwila extazy. Tak.
Kochałam więc naturę, ludzi i idee. Że wyraz: miłość, może miéć inne jeszcze znaczenie, dowiedziałam się o tém, mając lat siedmnaście.
Pewnego dnia, ojciec mój otrzymał z poczty list z czarną pieczęcią. Po przeczytaniu go, siedział długo nieruchomy z pobladłą twarzą i zachmurzoném czołem. Piérwszy raz w życiu widziałam wtedy łzy w jego oczach.
Nazajutrz dopiéro, o niezwykłéj porze, zawołał mię do gabinetu swego. Gdy weszłam, wziął mię za rękę, i wskazując jedno z malowideł, wiszących na ścianach, rzekł stłumionym głosem:
— Przypatrz się portretowi temu. Przedstawia on twoję matkę. — Osłupiałam. Portretowi temu,