Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/051

Ta strona została przepisana.

może szukając w mrocznych tych przepaściach rozbujałéj fantazyi ludzkiéj przewodniego promyka, któryby je widniejszemi nieco uczynił. Kobiety posplatały pobożnym giestem dłonie na piersiach, przechylały na znak podziwu głowy swe z jednéj strony na drugą i uśmiechnionemi od zachwytu usty szeptały cichuteńko:
— Uczony człowiek! Mądry człowiek! Doskonały pobożny! Prawdziwy uczeń wielkiego Rabbi Izaaka!
Ktokolwiekby jednak badał w téj chwili uważnie fizyognomie osób stół obsiadających, spostrzedzby musiał dwa spojrzenia, które, szybkie jak błyskawice, niedostrzegalne wszystkim obecnym, strzeliły wzajem ku sobie w czasie przemowy mełameda. Spojrzenia te były Bera i Meira. Pierwszy rzucił ku drugiemu smutnym wzrokiem, drugi odbłysnął mu oczyma pełnemi powściąganego gniewu i szyderstwa. Kiedy mełamed mówił o rybie Lewiatanie, tak wielkiéj, że cały świat stoi na niéj, a którą, w dzień Messyaszowy, uczeni spożywać będą od głowy, a nieuczeni od ogona, — po cienkich intelligentnych wargach Meira przemknął uśmiech. Był to uśmiech podobny do sztyletu. Ukłuł on z pewnością boleśnie tego, na czyich ustach się ukazał, zdawało się téż, iż radby był ukłuć i tego, kto go wywołał. Ber na uśmiech ten odpowiedział westchnieniem. Ale dostrzegli go trzéj czy czteréj młodzi ludzie, którzy, naprzeciw Meira siedząc, często nań z wyrazem pytania w oczach spoglądali; dostrzegli go, i po twarzach ich przebiegły jakby odblaski, lub echa Meirowego uśmiechu... Po chwilowéj ciszy, przerywanéj tylko dzwonieniem noży o talerze i głośném poruszaniem się szczęk mełameda, stary Saul głos zabrał:
— Wielkie to są rzeczy, mądre i bardzo straszne rzeczy, o których nam Reb Mosze, niech dzięki jemu będą, opowiedział. Słuchajcie uczonych mężów, którzy wielką mądrością swoją utrzymują chwałę i moc Izraela, bo napisane stoi, że „uczeni są fundamentem świata“. Kto szanuje ich i o mądre rzeczy, które oni wiedzą, często ich zapytuje, temu przebaczone będą wszystkie grzechy jego życia.
Reb Mosze podniósł twarz z nad talerza i ustami pełnemi jadła, które spożywał, wybełkotał:
— Dobre czyny człowieka sprowadzają na niego nieprzerwany potok łaski i przebaczenia. One otwierają przed nim tajemnice nieba i ziemi i duszę jego zanoszą pomiędzy Sefiroty! — Pełne czci i skupienia ducha milczenie odpowiedziało słowom tym; lecz po kilku sekundach, przerwał je, u niższego końca stołu, brzmiący, dźwięczny głos młodzieńczy.
— Reb Mosze! a co nazywa się dobrym czynem? Co czynić trzeba, aby duszę od grzechu wybawić i ściągnąć na siebie wielki strumień łaski? — głośno zapytał Meir.
Mełamed podniósł wzrok na pytającego. Spójrzenia ich spotkały się znowu ze sobą. Bure oczy mełameda zaiskrzyły się gniewnie i groźnie; po sza-