Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/159

Ta strona została przepisana.

raz dzielił on pracę wesoło i przyjacielsko, nie pozdrowił go, lecz na widok jego smutnie a trochę niechętnie wsunął się do szarego wnętrza swéj chatki.
Meir niecierpliwie wzruszył ramionami.
— Co to jest? — pomyślał, — czego oni chcą odemnie? co ja im złego zrobiłem?
Dziwném mu się także wydawać mogło, że krawiec Szmul nie wybiegł z chaty swéj, jak zwykle bywało, ażeby spotkać go, rzucić się mu do rąk i osypać go gradem podziękowań, pochlebstw, skarg i narzekań. Wszedł jednak do małego domku, a Lejbele pozostał przed progiem i w skurczonéj postawie usiadł pod ścianą.
Młody człowiek pochylić musiał głowę, ażeby przejść przez nizkie drzwiczki, prowadzące z ciemnéj sionki, w któréj śród zmroku ruszały się i bielały w kącie dwie kozy, do izby ciasnéj i, pomimo otwartego na ulicę okienka, dusznéj i cuchnącéj. W progu rozminęła się z nim kobieta chuda, z ciemną, pomarszczoną twarzą. Była to żona Szmula, która wyszła przed próg, i milcząc, dała siedzącemu przy ścianie dziecku kawał czarnego suchego chleba. Była to wieczerza, którą Lejbele otrzymywał zwykle po powrocie z hederu.
Cała zrersztą rodzina Szmula, wchwili wejścia Meira do izby, spożywała podobnąż wieczerzę, z tą różnicą, że trzy dorosłe dziewczyny, dwaj mali chłopcy, Szmul sam i stara matka jego, do chleba dodawali drobne szczypty cebuli, znajdującéj się w dość skąpéj ilości na wyszczerbionym, czarnym talerzu. Oprócz dwóch chłopców, znacznie młodszych od Lejbela, którzy, przysiadłszy w kącie na ziemi, gryźli zawzięcie wydzielone sobie porcye stwardniałego chleba, dwuletnie dziecko pełzało po podłodze u stóp ogromnego czarnego pieca, a inne jeszcze, kilkomiesięczne, spało w kolebce, zawieszonéj na sznurach u belki sufitu i poruszanéj przez jednę z dorosłych dziewcząt. Druga dziewczyna krzątała się około kóz w ciemnéj sionce, trzecia zaś łamała chleb na drobne kęski, które posypywała cebulą i wkładała w drżące ręce niewidoméj matki Szmula. Stara ta, niewidoma matka siedziała na jedyném łóżku, które znajdowało się w izbie; inne bowiem osoby, rodzinę składające, sypiały na twardych wązkich ławach, lub na ziemi. Ale stara matka posiadała łóżko, dość dostatnio usłane; chustka, skrzyżowana na piersiach jéj, cała była i czysta; a wielki czepiec, okrywający głowę, uszytym był z czarnego atłasu i suto nawet wygarnirowanym. Siedząca obok niéj wnuczka, w brudnéj odzieży, z rozczochranemi włosy, wkładała w ręce jéj, a czasem i w usta, mniéj niż ubogą żywność, z powagą taką, jak gdyby ciągle myślała o tém, że spełnia coś bardzo ważnego. Niekiedy nawet grubą, czarną prawie ręką swą gładziła pomarszczoną, trzęsącą się rękę babki, a widząc trud, z jakim spożywała ona twarde jedzenie, wstrząsała głową, uśmiechając się pobłażliwie i zachęcająco...
Jak w obszernéj i zamożném domowstwie bogatego Saula, tak w natłoczonéj, brudnéj, ciemnéj izdebce nędzarza Szmula, najstarsza w rodzinie kobieta zajmowała miejsce nawygodniejsze i przedmiotem była ogólnéj troskliwości