Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/175

Ta strona została przepisana.

— Eliezer! — rzekł Meir, — ty dziś nie tak wyglądasz, jak tydzień temu!
— I ty, Meirze, nie tak wyglądasz! — odpowiedział kantor.
— Nad naszemi głowami jeden tylko tydzień przepłynął, ale czasem jeden tydzień, to więcéj niż dziesięć lat...
— Ja przez ten tydzień wiele przecierpiałem, — szepnął kantor.
Meir nie skarżył się.
— Eliezer! — rzekł, — daj mi More Nebuchim[1]. Ja po tę książkę przyszedłem dziś do ciebie tak rano. Mnie téj książki bardzo teraz potrzeba!
Eliezer stał z pochyloną głową.
— U mnie téj książki niéma już! — wyrzekł zcicha.
— A gdzież ona jest? — zapytał Meir.
— Książki téj, Meirze, z któréj głowy nasze piły światłość, a serca nadzieję, na całym świecie już niéma! Ją ogień pożarł, a prochy jéj na śmiecisko wyrzucono...
— Eliezer! ty zląkłeś się i oddałeś ją na pożarcie ogniowi! — zawołał Meir.
— Moje ręce nie mogłyby popełnić takiego morderstwa; żeby nawet usta moje rozkazywały im uczynić to, oneby ust moich nie posłuchały. Ale tydzień temu przyszedł tu ojciec mój i z wielkim gniewem rozkazał mi, ażebym oddał mu tę „przeklętą“ książkę, którą my razem w Sabbat czytaliśmy na łące. Ja milczałem. On krzyczał: czy u ciebie jest ta książka? — powiedziałem: u mnie; ale kiedy znowu zapytał się mnie: gdzie ona jest? — ja milczałem. Biłby mię, ale wspominając na mój urząd w synagodze i na wielką miłość, którą lud ma dla głosu mojego, lękał się dotykać ciała mego. Zaczął tylko wszystko rozrzucać w izbie, a jak pościel rozrzucił, to i książkę znalazł. Chciał ją nieść do rabina, ale ja wtedy do nóg jemu upadłem i prosiłem, żeby on tego nie robił, bo nie pozwolonoby mi za to śpiewać przed Panem i odebranoby mi tę miłość, którą lud ma dla mnie za śpiewanie moje. Ojciec sam tego zląkł się, bo on dumny bardzo z tego, że syn jego, taki młody, ma już wielki zaszczyt w synagodze, i on myśli, że za to, iż syn jego Panu śpiewa i ludowi słowa modlitwy podaje, Pan jemu powodzenie w interesach dawać będzie i grzechy mu jego przebaczy. Nie poniósł książki do rabina, ale ją sam w płomień rzucił, a gdy się już paliła, śmiał się i skakał z radości...
— I ty, Eliezer, patrzałeś na to, i nic nie robiłeś... — drżącym głosem zapytał Meir.
— A co ja miałem robić? — odszepnął kantor.

— Jabym książkę tę na piersi mojéj położył... jabym ją ramionami memi do siebie przycisnął... jabym powiedział ojcu: kiedy ty ją do ognia rzucać chcesz, rzuć-że razem i mnie!...

  1. Pzewodnik błądzących, dzieło Mojżesza Majmonidesa.