Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

Franuś znowu nie odpowiadał. Podniosłam oczy, i zobaczyłam, że twarz ukrył w dłoniach.
— Kuzynku! co tobie? — zawołałam.
— O mój Boże! — wyszeptał — odsłaniając twarz bladą i powleczoną wyrazem cierpienia — gdybyś kuzynka wiedziała, co się ze mną od wczoraj dzieje, gdybyś mogła zajrzéć w moje serce, pożałowała-byś mnie!...
W istocie żałowałam go z całéj duszy, bo widziałam, że cierpiał, ale... owe listki, co się były przed chwilą zachwiały na kwiatku mojéj dla niego sympatyi, oderwały się całkiem i uleciały za innemi. Franuś wydał się mnie w téj chwili dziwnie słabym, dzieckiem prawie... skarga, która wyszła z ust jego, zwiększyła moje ku niemu współczucie, ale zmniejszyła sympatyą. Przytém przypomniałam sobie słowa Bini, że Franuś niczém się nie zajmuje i jest próżniakiem. Słowa te on sam potwierdził, a dziwna rzecz, ja, co sama od przybycia do domu matki nic nie robiłam i nie myślałam nawet, aby to źle było z méj strony, tego samego nie mogłam znieść we Franusiu, w mężczyźnie. Przyszedł mi natychmiast na myśl mój ulubiony bohater powieściowy. O! tamten nietylko pił kawę, spał i jadł obiad — pomyślałam — tamten walczył z dzikiemi narodami i zabijał lwy na pustyni!
Franuś siedział ciągle ze zwieszoną głową, smutny, zmieszany, onieśmielony, nie wiem czy pytaniami memi