dolf, a w głosie jego dźwięczały te tony dziwne, głębokie, które były podobne do ech burzy przebrzmiałéj.
— Rudolfie! — przerwała mu żona — proszę cię, przestań...
— On, młodzieniec, ledwie wyrosły z dziecka — ciągnął pan Rudolf, nie uważając na przerwę — podźwignął z rozpaczy mnie, dojrzałego człowieka...
— Ojcze! — przerwała Rozalia, składając ręce pokornie — czy sądzisz, że powinieneś opowiadać tu tę historyą? czy doprawdy tak sądzisz? Bo jeśli jesteś innego zdania, dlaczegoż ją chcesz opowiadać?
Postawa i twarz kuzynki były pokorne, ale głos, jakim przemawiała do ojca, dźwięczał ostro; nozdrza jéj rozdęły się i brwi zakreśliły harde łuki.
Pan Rudolf przesunął dłoń po czole i oczach, jak człowiek zmęczony, i umilkł. Babka Hortensya znowu głos zabrała:
— Nienawidzę ludzi, którzy, jak hrabia Witold, zapominają o wysokości swego pochodzenia i na każdym kroku rozmijają się z przyjętemi zwyczajami. Powtarzam: nienawidzę takich ludzi!
— O, i ja pogardzam takimi ludźmi! — zawołała pani Rudolfowa.
— A ja szanuję takich ludzi i hrabiego Witolda uwielbiam — ozwał się znowu pan Rudolf.
— Rudolfie! —zawołała jego żona — jak możesz zaprzeczać cioci Hortensyi?...
— Hrabia Witold — ciągnął, nie zważając na nią,
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.