Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.

Rudolfowa siedziała obok niéj i, co chwila pokazując w uśmiechu swoje białe zęby, z rodzajem uniżonego pośpiechu, pomagała jéj rozplątywać cieniuchne nici, podnosiła z ziemi upadłe kłębuszki, podsuwała jéj pod nogi stołeczek, poprawiała poduszkę za plecami. Babka Hortensya z wyraźném zadowoleniem przyjmowała te wszystkie przysługi ugrzecznionéj kuzynki, i rzucała na nią bardzo przyjazne spojrzenia, które sprzeczały się rażąco z surowym i zimnym wyrazem jéj oczu.
Zasunięta w przeciwny róg kanapy, milcząca jak najczęściéj i z głową opadłą na piersi, siedziała babka Ludgarda, a o bok niéj siedząca, matka moja, postawą swą i wyrazem twarzy zdawała się umyślnie dostrajać do jak najzupełniejszego kontrastu z panią Rudolfową. Im więcéj ta ostatnia była uniżoną, tém dumniejszą i bardziéj sztywną stawała się moja matka; im więcéj było w niéj pochlebstwa i biernego zgadzania się z każdém poruszeniem i słowem babki Hortensyi, tém więcéj moja matka zamykała się w sobie i owijała się wyrazem hardéj dumy i godności. Daléj jeszcze pan Rudolf, zatopiony w głąb’ fotelu, milczał i albo trzymał oczy utkwione w posadzkę, albo patrzył niemi przed siebie, jak człowiek, którego myśli odbiegają od obecności w daleki jakiś punkt czasu czy przestrzeni. Kuzynek Franuś trzymał się z daleka, z miną, jak zwykle było w Rodowie, nieśmiałą; kuzynka Rozalia usiadła tak, aby skąpe światło, rozświe-