— I owszem, Waciu — odpowiedziała — tylko, że w Rodowie niéma dla ciebie ani amazonki, ani wierzchowca.
— Ostatnim ja będę mógł służyć pani — pochwycił z pośpiechem pan Agenor; — mam u siebie konia, wybornie ujeżdżonego pod damskie siodło, i jeśli pani pozwolisz, sprowadzę go jutro do Rodowa.
— W takim razie rzecz będzie ułatwioną — rzekła moja matka — bo Wacia ma w domu amazonkę, którą przygotowałam dla niéj, poślę po nią także...
Ucałowałam ręce matki, podziękowałam panu Agenorowi i postanowioném zostało, że od jutra będę uczyła się konnéj jazdy. Rozalia zwróciła się do pana Agenora.
— Czy sądzisz pan — wyrzekła — że kuzynie Wacławie do twarzy będzie konna jazda? Czy tylko nie jest za szczupłą i za delikatną, aby mogła władać koniem? Powiedz pan, czy nie tak sądzisz?
Pan Agenor uśmiechnął się grzecznie i odpowiedział:
— W oczach panny Wacławy czytam, że, pomimo szczupłości swych kształtów, posiada siłę, zdolną do kierowania nietylko rozhukanym rumakiem...
— Ale i kim jeszcze? — podchwyciła Rozalia.
— Ale jeszcze i rozhukaném sercem człowieka — dokończył pan Agenor.
— O, jakże wdzięczna panu jestem, że tak piękne rzeczy czytasz w oczach kuzynki Wacławy! — zawołała
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/202
Ta strona została uwierzytelniona.