Mówiąc to wszystko bezładnie, z wybuchami łez i prośby naprzemian, Rozalia upadła przed babką na klęczki i drżącemi ramionami objęła jéj kolana.
Babka Hortensya zdawała się być w posąg zmienioną. Na bladéj twarzy jéj nie było ni litości, ni gniewu, głowa tylko po raz piérwszy, odkąd ją znałam, opadła na piersi, powieki zasłoniły surowe źrenice, a na czole śród zmarszczek licznych występowały zwolna nowe bruzdy, niby nowych rodzących się w głowie myśli zwiastuny. Nie odtrącała klęczącéj przed nią łkającéj Rozalii i kilkanaście sekund stała niema i nieporuszona, jak wyrocznia, trzymająca w swéj władzy losy ukorzonych przed nią śmiertelnych.
Po chwili opuściła swą białą, chudą rękę na ramię Rozali i wyrzekła:
— Wstań!
Głos jéj mniéj twardo brzmiał, niż wprzódy. Może ten dźwięk złagodzony wywołał słaby błysk nadziei na twarzy Rozalii... porwała się z klęczek i ze złożonemi ciągle na piersi rękoma stanęła przed babką.
— Zkąd ci ta pewność niezłomna, że on nie kocha Wacławy? — zabrzmiało po chwili pytanie babki Hortensyi.
— Alboż cię, babciu, nie przekonał o tém list, który wczoraj Wacławie oddałam? — spytała Rozalia.
— Żadnego nie czytałam listu — odrzekła babka.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/389
Ta strona została uwierzytelniona.