Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/030

Ta strona została uwierzytelniona.

i mego towarzystwa, ilekroć pan go zażądać zechcesz, nic więcéj ofiarować mu nie mogę, i nigdy nie będę mogła.
To rzekłszy, wyszłam z salonu.
Przykre uczucie legło mi na sercu, mglisto było w myślach, spokojność moja, odzyskana na chwilę, zachwiała się znowu, a w uchu skrzeczał mi ciągle wyraz: kocham! wymawiany głosem Henryka. Doświadczałam takiego uczucia, jak gdyby przede mną odbywał się świętokradzki akt profanacyi nad rzeczą najświętszą, jak gdyby ktoś w moich oczach rzucał kwiat, przeze mnie wypieszczony, w mętną wodę.
Niegdyś, w pierwszych dzieciństwa mego latach, stara piastunka, lub piękna matka moja, pochylały się nad wpółuśpioną moją głową, i na dobranoc wyraz ten wymawiały, a słodkie brzmienie jego przez noc już całą akordami pieśni anielskiéj kołysało się w cieniach nade mną i sny moje niewinne unosiło w rajskie krainy... Potém, kiedy jak motyl, z gąsiennicy wychodzący, otrząsałam z siebie zwolna miękką powłokę dzieciństwa, a duch mój porastał w piórka różnobarwne, któremi naiwna, czysta dusza dziewicy w krainy marzeń ulata, wyraz ten nieśmiałém echem zabrzmiał w mém sercu, jak przeczucie czegoś, co będzie w dalekiéj przyszłości, albo przypomnienie dźwięku, w zaziemskim kędyś zasłyszanego świecie... I wymarzyłam sobie wyraz ten, sama nie wiedząc i nie rozumiejąc dobrze, o czém marzę, uwydatniłam