Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/044

Ta strona została uwierzytelniona.

knego obłoku przygasać poczęły. Naprzód złocisty hełm pociemniał, jakby rdzą pokryty, potém purpura szaty rozwiewnéj zbladła i mętną oblała się żółtością, nakoniec skrzydła srebrne w dół się opuściły i brudno popielatéj nabrały barwy. Mimo to jednak, obłok, jak rycerz odarty z purpury i zbroi, kroczył jeszcze chwil kilka po sklepieniu z wolna, wspaniale. Lecz z nagła powiał wiatr silniejszy, zwiastun zapewne nadchodzącéj nocy, a obłok pod niebem zachwiał się i rozrzedził. Nie rozprzągł się jednak zupełnie, tylko, gdy się już znalazł na samym środku sklepienia, zamiast do rycerza-bohatera, podobnym był do kaleki-żebraka, z którego brudne i podarte opadają szmaty.
Odwróciłam spojrzenie od obłoku, który, świetny, gdy na nim grały blaski słoneczne, tak brzydkim stał się, gdy go odstąpił połysk pożyczany, i potoczywszy okiem daléj po sklepieniu, spotkałam w górze wielkiego czarnego ptaka, który kołysał się w powietrzu z poważną swobodą pomiędzy dwoma popielatemi chmurkami, pod kawałkiem czystego błękitu. Po chwili rozpuszczone skrzydła ptaka uniosły go daleko od chmurek towarzyszek, i z wolna, wspaniale szybował w powietrzu, to spuszczając się nieco, to znowu podnosząc, jakby mu tęskno było porzucać dla ziemi nieba sąsiedztwo.
— Ten ptak — pomyślałam — to może orzeł, w krainie naszéj zbłąkany, z dalekich stron przybyły,