Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.1 033.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ślenia skrobiąc jednym palcem łysinę, — że te panicze strasznie głupi ludzie.
— Hi, hi, hi! — zaśmieli się inni chórem, — albo co?
— Ot, naprzykład! żeby tak człowiek miał tyle co oni, toby sobie siedział jak u Pani Boga za piecem z żonką i dziećmi, jadłby spokojnie kawałek chleba do śmierci i drugiemu by jeszcze udzielił. A to przepiją, przegrają i potem gwałtu! skweres! bieda! biegają od żyda do żyda: — „a pożycz, bądź łaskaw! a ulituj się! a na dwudziesty procent! a stryj umrze, to oddam!“ — Żyd pożycza, pożycza, aż i cała fortuna w żydowskie ręce przejdzie i panicz goluteńki jak święty turecki, idzie w świat z biczykiem na głód i chłód, a czasem jeszcze i dzieciom przychodzi z głodu umierać. Fe, głupi ludzie, dalibóg głupi!
Całe zebranie lokajów głęboko zamyśliło się, słuchając tych rozwag Marcina.
— To prawda, — odezwał się po chwili jeden z nich, — żeby tak człowiek miał tyle pieniędzy, toby spał sobie spokojnie od rana od wieczora i o nicby nie dbał.
Pojętną twarz Marcina przebiegł złośliwy uśmiech.
— Eh! bo to widzisz waspan, — odrzekł, — już to widać Pan Bóg tak dał, że każdy na tym świecie ma swoje szczęście. Ot naprzykład: kupieckie szczęście liczyć pieniądze, księżowskie pacierze mówić, doktorskie biednych ludzi w nieszczęściu ratować, lokajskie spać, a pańskie hulać.
Marcin zaledwie miał czas skończyć swe filozoficzne uwagi nad różnemi rodzajami szczęścia ludzkiego, bo na wschodach restauracji ozwał się wielki gwar męskich głosów, drzwi otworzyły się z trzaskiem i do sali weszło ośmiu mężczyzn wesoło śmiejących się i rozmawiających.
— Punktualni jesteście panowie, jak zegarek podróżującego lorda! — zawołał mężczyzna, który wszedł na ostatku,