Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.1 038.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nieład stojących i leżących butelek, rozrzuconych kwiatów, rozlanych sosów, rozsypanego pieprzu i błyszczących papierków.
Pan Graba oparł się o poręcz krzesła, wyciągnął jedną rękę na stole, a w drugiej trzymając kieliszek i patrząc na obecnych z wyrazem tryumfu i przewagi, zaczął w ten sposób:
— Panowie! znacie mnie od dwóch zaledwie tygodni i stosunek z wami, który wierzcie mi, cenić umiem, zawiązałem tylko w skutek szczęśliwego trafu. Wiecie więc o mnie to tylko, że się nazywam Kalikst Graba; jeśliście znajomi z herbarzem Niesieckiego, wiecie i to, że rodzina Grabów ma 300 lat szlachectwa, i ślepowrona z podkową w pieczęci; możeście zresztą o tem jeszcze słyszeli, że Grabowie pochodzą z gubernji N., dość ztąd oddalonej i posiadali tam, a i posiadają jeszcze wielkie dobra. O reszcie wnet wam opowiem. Urodziłem się w szczęśliwem położeniu syna jedynaka, bo oprócz mnie, jedną tylko córkę nieba dały rodzicom moim i to o lat 10 starszą odemnie. Ojciec mój był — tak mi opowiadano — człowiek surowych obyczajów i cieszył się opinją wielkiej uczciwości, ale umarł, gdy miałem lat ośm, w sam dzień ślubu mojej siostry, która w parę tygodni potem odjechała z mężem daleko od rodziny, bo właśnie aż w tutejszą gubernię. Zostałem więc u matki prawdziwym jedynakiem i bez granic ulubionym. Do lat dziesięciu nie uczyłem się niczego; biegałem tylko z biczykiem ze złoconą gałką, straszyłem nim kury na folwarku, żaby nad stawem, ale przyznać to sobie mogę, że człowieka nie uderzyłem nim nigdy, choć mi to zupełnie wolno było uczynić. I czegoż to mi było nie wolno? tłukłem przez swawolę ulubione filiżanki matki, strzygłem nożyczkami jej tureckie szale, wyrywałem z rąk lokajów półmiski, które mi nie były do smaku i wyrzucałem je za okna, a za to wszystko otrzymywałem od matki pieszczotliwe uderzenia po twarzy i żartobliwe słowa: — oj, ty