tak śliczna, że czuły zawsze na wdzięki kobiece, choćbym je we własnej spotkał żonie, wyciągnąłem ku niej ramiona. Ale jakież było moje zdziwienie, gdy Józia zamiast rzucić się w nie z okrzykiem radości, usunęła się nieco z tak łagodnym i smutnym uśmiechem, z jakim malują tych obrzydliwych męczenników na krzyżu, na których patrzeć nie mogę. Wtedy dopiero postrzegłem, że niosła w ręku zwinięty papier.
— Kalikście, — rzekła tak cicho, że ledwie mogłem dosłyszeć, — wkrótce pożegnamy się na wieki, ja umrę...
— Ależ moje dziecko... tak smutne myśli..: — zacząłem mówić, patrząc ciągle na rozciekawiający papier.
— Dla mnie — odpowiedziała Józia, — myśli te nie są smutne, Kalikście, nie uczyniłeś mnie szczęśliwą, nie żałuję życia.
— Cóż to, pani, wymówki? — zawołałem podnosząc głos.
Józia uśmiechnęła się znowu tkliwym męczennicy uśmiechem.
— Kalikście, — odpowiedziała cicho, — ja ci nic nie wyrzucam, zrobiłeś nieszczęśliwe moje życie, ale nie twoja w tem wina, źle cię wychowano, nie nauczono ani pracować, ani myśleć, ani kochać... — dodała z wysileniem.
— Do czego to wszystko ma prowadzić, pani? — zapytałem zniecierpliwiony.
Józia przez chwilę zbierała siły, poczem zaczęła mówić:
— Kalikście, oddałam tobie piękność, serce, majątek, wszystko; wyrzekłam się dla ciebie jedynego brata. Ty w zamian odepchnąłeś mnie od siebie, zdeptałeś moje serce, złamałeś mnie fizycznie i moralnie. Mam lat 20 i mam siwe włosy... Kalikście, ty mnie zabiłeś. To wszystko przebaczam ci i na dowód oddaję tobie resztę mienia, któregoś dotąd nie stracił. Na Boga, popraw się, zachowaj tę resztę fortuny
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.1 052.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.