Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.1 066.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

tylko połowę, a drugą wypuszczał w najem. Obie połowy składały się z dwóch pokojów, jednego większego o dwóch oknach na ulicę i jednego mniejszego o jednem oknie na ogródek. Sieni były wspólne, miały dwa okna i drzwi do ogrodu. Czy to z powodu tej wspólności sieni, czy z innej jakiej przyczyny, lokal przeznaczony do wynajęcia w domu Wigdera bardzo często był próżnym. Żyd nie troszcząc się bardzo o to, nigdy nawet nie naklejał na szybie kartki z napisem: „pokoje do najęcia,“ a jeśli pojawił się jaki amator, oglądał go długo ze wszech stron, nim zgodził się na rozpoczęcie umowy; a obejrzawszy bardzo często naznaczał tak nieprawdopodobną cenę za dwa pokoje, że kandydat na lokatora odchodził z niczem. Znać Wigder miał inne środki utrzymania się, jak dochód z zielonego domku; powszechna chodziła fama, że jest on bardzo bogaty; byli tacy, którzy dowodzili, że stary żyd zakopuje pieniądze pod podłogą swego domu. Bądź co bądź, Wigder gości swoich czy interesantów przyjmował zawsze w pierwszej od wejścia izdebce, a do drugiej, która była sypialnią jego, nikogo nie wpuszczał, ani nawet idjotki Chaity. Okna tej sypialni wychodzące na ulicę, nigdy się nie otwierały i zasłonięte były wewnątrz grubemi jakiemiś i ciemnemi płachtami.
Raz pewien doktor przechodzący ulicą Nadrzeczną, zapytał Wigdera, dla czego nigdy swych okien nie otwiera i nie przewietrza izb.
— Lękam się ciągów, panie doktorze, — odpowiedział stary żyd.
— To odsuń przynajmniej sztory, i w braku powietrza wpuść trochę światła, — mówił medyk.
— Stare moje oczy nie mogą znieść słońca, i bolą od blasku, — rzekł Wigder.
Doktor wzruszył ramionami i rzekł do siebie: