Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.1 090.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niedawno wyszedł ztąd pan Kalikst Graba, oddał mi długą wizytę.
Kamila stała na środku pokoju z kapeluszem i okryciem w ręku; usłyszawszy imię pana Graby, odwróciła się bardzo szybko, aby położyć kapelusz na komodzie, nad którą wisiało małe zwierciadło; pani G. ujrzała w zwierciadle twarz jej powleczoną przez chwilę niezwykłym rumieńcem.
Nadszedł wieczór. Dwie kobiety siedziały według swego zwyczaju w ogródku; pani G. na ławce, a Kamila u nóg jej na niskim stołeczku. Nowy księżyc wypływając z za drzew, bladawo rozświecał ogródek i na osrebrzonem tle zieleni malowniczo uwydatniał postacie dwóch kobiet. Młoda dziewica ufna w samotność macierzyńskiego mieszkania, zdjęła z siebie surową czarną suknię, w jaką ubierała się zwykle, a smukłą swą kibić orzuciła przezroczystem okryciem z białego muślinu. Krucze warkocze jej uwolnione z więzów, spadały z jej ramion na piersi i wiły się między osrebrzonemi fałdami penioaru. Obie ręce oparła na kolanach matki, tak, że szerokie rękawy opadające w dół, jak srebrzyste skrzydła odkrywały ślicznych kształtów ramiona. Matka i córka rozmawiały z sobą, półgłosem.
O kilkanaście kroków od rozmawiających kobiet, przez zieloną przezroczysta żaluzję zasłaniająca okno zielonego domu, wyglądały trzy pary oczów, i po za nią słychać było szept trzech męskich głosów.
— Czy widzisz ją dobrze? - pytał pan Graba.
— Doskonale, — odpowiedział Tozio.
— Mnie krzak bzu nieco przeszkadza, widzę tylko głowę, prześliczna! — szeptał Kloński.
— Zachwycająca!
— Warta zachodu!
— I większego nawet niż ten, któryś podjął.