Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.1 092.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Vous m’embêtez z tą waszą piękną panną: qu’y a t’il donc mon Dieu! piękna, to piękna, mniejsza o to! Graba zagiął już na nią parol i nie ma o czem mówić. Wszak przyjacielowi w drogę wchodzić nie można. Nest, ce pas — Graba?
Mówiąc to młodzieniec wychowany w miłości befsteku i sportu powstał zwolna, wyciągnął się i wzdrygnął.
— Brrr! jak tu zimno! — rzekł i poszedł do okna. Popatrzył chwilkę i odwrócił się.
— Podobna do Loli Montez, — zdecydował i znowu wyciągnął się na sofie.
Przy oknie stał już tylko jeden Kalikst. Ordynat mierzył go szyderczym wzrokiem.
Ecoutez Graba, tyś zakochany, — wycedził w końcu śmiejąc się przez zęby.
Kloński i Tozio rozśmiali się głośno. Pan Graba odwrócił się i spojrzał na nich. Na widok jego twarzy młodzieńcy bardziej jeszcze śmiać się zaczęli.
— Cóż znowu? czego śmiejecie się tak szalenie? uciszcie się, bo one mogą usłyszeć gwar w mojem mieszkaniu, czegobym wcale sobie nie życzył, — rzekł Graba drżącym głosem, mierząc swych towarzyszy gniewnem i nakazującem wejrzeniem.
Młodzieńcy, jakby ulegając jego potężnej wpływowej sile, umilkli.
Par Dieu, Graba, tu as l’air d’un possedé, — rzekł po chwili Ordynat.
Graba upadł na fotel i potoczył wzrokiem dokoła, ale jakby przypomniał sobie, że najmniejsza słabość okazana, może go pozbawić wpływu, jaki pozyskał nad towarzyszami, a o który bardzo mu znać chodziło, wstał żywo i zawołał śmiejąc się: